piątek, 2 czerwca 2017

Viva Mexico - Cancun

Spontaniczne wyjazdy nie są czymś nowym, ale ta podróż była organizowana na ostatnią chwilę. Dwa dni przed wylotem ustrzeliliśmy tani czarter i zarezerwowaliśmy miejsca w jednym z tańszych hosteli w mieście. Tak naprawdę dopiero na lotnisku dotarło do mnie, że uciekam z Polski.
I jak zwykle wszystko zaczęło się po wyjściu z lotniska w Cancun, gdzie wszyscy, łącznie w pracownikami lotniska, chcą namówić na kurs taksówką. Po kilkunastu minutach i chyba już groźnym spojrzeniu, wszyscy zrozumieli, że chcemy skorzystać z najtańszej opcji - autokaru ADO, który zatrzymał się nieopodal naszego hostelu:) I tu trzeba od razu dodać, że Cancun dzieli się na Downtown (gdzie możesz uświadczyć mnóstwa hosteli, mnóstwa podróżników i lokalsów) oraz Strefę Hotelową (uwielbiają przez amerykańskich studentów, gdzie dzień w dzień imprezujesz). Cancun jest młodym miastem, stworzonym na potrzeby turystyki, to tutaj nadal powstają luksusowe prywatne osiedla, jachtkluby i pola golfowe. Jednak ja poznałam miasto inne strony i kupiłam je przede wszystkim dzięki niesamowitemu jedzeniu. Tym bardziej cieszę się, że miałam okazję porozmawiać o potrawach, kulturze i spróbować meksykańskich przysmaków z tubylcem. Uśmiech nie znika mi z twarzy na myśl o pożegnalnym obiedzie w restauracji serwującej meksykańskie potrawy, ale w bardzo nowoczesnym wydaniu.
W każdym miejscu, a zapuściliśmy się do biedniejszej dzielnicy, nie miałam wrażenia, że coś może się stać. Nie mówiąc już o niezliczonej ilości policji oraz federalnych w opancerzonych wozach. No dobrze raz słyszałam strzały - okazało się, że gangsterzy strzelali na stacji benzynowej do policji i kilku z nich zbiegło, dlatego część miasta zamknięto i na wyjazdowych drogach pojawiło się wojsko i straż przybrzeżna.
Cancun stanie się rajem dla każdego, kto uwielbia kupować pamiątki. Trochę podróżuję i kupuję tylko niezbędne pamiątki dla siebie (magnez i maski) i coś drobnego dla znajomych, ale w Cancun mogłam spokojnie wydać wszystko. Na szczęście mój towarzysz okazał się zakupoholikiem, dlatego po maratonie zakupowym jednego dnia stwierdziłam, ze to za dużo dla mnie. Nie zmienia to faktu, że specjalnie braliśmy taxi, aby wrócić do jednego sklepu po np. maski:) Koniecznie należy zaopatrzeć się przynajmniej w jedną czaszkę. Na terenie całego Meksyku panuje kult Santa Muerte, który stał się swoistą atrakcją turystyczną,  więc nic dziwnego, że najwięcej pamiątek kupuje się w sklepach z dewocjonaliami - zakupiłam piękną Maryjkę szkieletora i świecę przeciw wrogom. Nie mówiąc już o dość ciężkiej, ale jakże niesamowitej pamiątce w kształcie ludzkiej czaszki naturalnej wielkości.
Warto na śniadanie pojawić się na głównym placu, gdzie za 10/15 zł zjesz świetne śniadanie, potem łapiesz taxi za grosze i śmigasz na jedną z prywatnych plaż, z dala od turystów. Na obiad - koniecznie z owocami morza - i zimne piwo wybierasz knajpkę nad samą wodą. A wieczorem ruszasz znowu na plac, który zamienia się w scenę z pokazami tańca, zabawami dla dzieci. Możesz zjeść coś z budynek lub usiąść w jednej z knajp, gdzie sączysz piwo i słuchasz muzyki na żywo. To się nazywa urlop.
Cancun jest dobrą bazą wypadową w głąb Jukatanu. Koniecznie należy odwiedzić Chichen Itza i cenoty. W pierwszym miejscu duże wrażenie zrobiła na mnie akustyka i położenie tego miejsca. Tylko kilka procent tego kompleksu zostało udostępnione turystom. Jedno z ciekawostek jest śpiew ptaków... a tak naprawdę chodzi o to, ze jeśli tanie się przy schodach głównej piramidy i zacznie klaskać, to dźwięk tak odbija się o kamienie, że wraca do nas przetworzony w śpiew ptaków (niesamowite przeżycie). Jeśli chodzi o cenoty, to zdania są podzielone. Dla mnie jest to atrakcja i dlaczego miałabym z niej nie skorzystać. Dlatego śmiało weszłam do wody, a nawet raz skoczyłam.
Na pewno wrócę do Meksyku. To był dopiero mały wywiad.
A póki co, zapraszam do obejrzenia zdjęć: