Jedno z największych miast na świecie. Czy warto je
odwiedzić? Zdecydowanie tak, ale należy sobie zadać pytanie, czy naprawdę Ci
się spodobało i co z niego wyniosłeś. W moim przypadku głównym celem było
zobaczenie, jak miasto obchodzi Święto Zmarłych. Okazuje się, że ta atmosfera
święta udziela się chyba wszystkim. Spodziewałam się jednak o wiele większej
ilości turystów z Europy, a miałam wrażenie, że byliśmy jedynymi
przedstawicielami tego kontynentu. I nie, nie narzekam, wręcz przeciwnie.
Jeśli chodzi o praktyczne informacje: z lotniska do centrum
jest niedaleko, ale w godzinach szczytu nie sposób dostać się do metra, już nie
wspominając o bagażach. Dlatego polecam skorzystać z taxi lub Ubera. Metro jest
znakomitymi środkiem transportu, ale bez większych pakunków. I na niektórych
stacjach po prostu musisz się wpychać. Tutaj nie ma przebacz, usłyszysz dźwięk
i drzwi się zamykają, nikt nie zwraca uwagi czy ktoś zostanie przytrzaśnięty.
Bilety są tanie jak barszcz, a stacje bardzo dobrze opisane, więc tylko
korzystać.
W restauracjach zostawiaj napiwki, standardowo jest to 10%
rachunku. Oczywiście napiwki nie są obligatoryjne, ale niektórzy kelnerzy są na
tyle wyrachowani, że stoją nad Tobą z zapytaniem „a gdzie mój napitek”.
Nie oczekuj, że wszyscy będą mówić po angielsku. Wyszłam z
mylnego przeświadczenia, że nie będzie z tym problemu, szczególnie tak ogromnej metropolii. Naucz się
przynajmniej kilku zwrotów. Koniecznie wraz z liczbami, ponieważ przyda się do
przy targowaniu się, co niezmiennie sprawia mi ogromną frajdę.
Meksyk pod względem architektonicznym w moim odczuciu nie
jest wyjątkowy. To raczej kultura i ludzie okazali się interesującym obiektem
moich obserwacji. Niezależnie od poziomu zamożności ludzie w Meksyku i w innych
miastach okazali się tak bezinteresownie pomocni. Chyba po raz kolejny
potwierdza się fakt, że im więcej masz dostępu do słońca, tym więcej ciepła i
pozytywnych emocji jest w Tobie.
Meksyk podczas listopadowych obchodów jest niesamowity. Można
poznać kilka jego odsłon. Spokojna, beztroska fiesta w dzielnicy Cayoacan,
ołtarze w przydomowych ogródkach ku czci swoich zwierzaków i te ogromne na
głównych placach np. na Zocalo czy nocne przemarsze masy poprzebieranych i
roześmianych ludzi. Dla mnie to było właśnie „to” czego oczekiwałam. Dlaczego w
Polsce nie obchodzimy tak świąt? Z drugiej strony miasto Meksyk nie wzbudziło
mojej sympatii, ale jak to zawsze ze mną bywa, jestem zwolenniczką przyrody i o
wiele mniejszych miast.
Meksyk ma bardzo dobrze rozbudowaną siatkę połączeń
lotniczych, jednak nie jest to relatywnie tania opcja, jeśli podróżujesz z
dużym plecakiem. Dlatego tańszą opcja, ale oczywiście uwzględniająca dłuższą
podróż, stanowią różnorodne klasy autokarów.
Kolejnym punktem wycieczki było Acapulco. Chyba za dużo naoglądałam
się filmów i seriali z dawnych lat. I zapragnęłam zobaczyć to miejsce i plaże.
Obecnie miasto nieznacznie odżyło i pojawia się tu coraz więcej meksykańskich
rodzin, bo trzeba powiedzieć, że jeszcze kilka lat temu Acapulco borykało się z
dużym problemem w postaci gangów. Miasto pokazuje niestety swoją biedną twarz,
a większość eventów odbywa się w prywatnych willach na wzgórzach. Obowiązkowym
punktem wycieczki są klify, z których kilka razy dziennie skaczą śmiałkowie,
ale to chyba było by na tyle. Jeśli lubisz się bawić, polecam przyjechać do
Acapulco w marcu – amerykańscy studenci przybywają tu tłumnie.